Mieliście kiedyś tak, że bardzo czegoś pragnęliście, a kiedy już to dostaliście, okazało się, że Wasze oczekiwania były inne i to wcale nie miało tak wyglądać? Innymi słowy - myliliście się?
Ja tak właśnie mam obecnie.
Marzyłam o tym, aby uczyć dorosłych. Myślałam sobie, że to takie ambitne, przyjemniejsze, bo przecież nie trzeba ich wciąż upominać tak jak dzieci, aby nie rozmawiali, nie przeszkadzali i nie robili innych dziwnych rzeczy. I co się okazało? No cóż, nie jest tak wesoło jak myślałam, że będzie.
Po niecałych dwóch miesiącach nauczania dorosłych (i nie mam na myśli 18-nastolatków, a grupę 11 osób powyżej 40-stki, gdzie niektórzy przekroczyli już chyba nawet 60-tkę), stwierdzam, że ja jednak lubię uczyć dzieci! Nigdy nie sądziłam, że tak pomyślę, a co dopiero to powiem czy napiszę publicznie. Ale tak jest.
Czym więc tak zaszli mi za skórę ci dorośli?
1. Wiedzą lepiej niż ja, jaka metoda jest lepsza.
W końcu są starsi, więcej przeżyli więc wiedzą lepiej - proste. Ja jestem tylko po to, aby podać im odpowiedzi czemu tak, a nie inaczej, natomiast oni lepiej wiedzą, czy dane zadanie mają robić w parach, grupach, czy indywidualnie. Wiedzą też, czy muszą powtarzać czy też nie. Wiedzą, czy przygotowane przez Was zadanie jest fajne czy głupie choć zazwyczaj jest głupie. Gra planszowa dla dorosłych? Chyba oszaleliście. Trzeba przepytywać od góry do dołu i z lewej do prawej, a nie tam jakieś gry wymyślać, żeby przyjemniej było!
Ogólnie rzecz biorąc - wiedzą wszystko, w przeciwieństwie do jakiejś dwudziestokilkuletniej lektorki, w końcu co ona może wiedzieć o życiu?
2. To oni rządzą.
Jeśli komuś wydawałoby się, że prowadząc zajęcia jest panem to się grubo mylił. Naprawdę grubo.
Musicie zrozumieć, że lektor może tylko i wyłącznie tłumaczyć zasady i sprawdzać zadania. Rola mówienia co, jak i kiedy przypada kursantom. Myśleliście inaczej? No cóż, to jest nas dwóch. Lub więcej. A więc, jeśli chcecie na przykład odrobić zajęcia, które Wam przepadły, musicie POPROSIĆ grupę, aby wyraziła na to zgodę, choć domyślam się, że powie stanowcze NIE. W końcu jak śmiecie mówić im, żeby przyszli na zajęcia w piątek? No jak?!
Nie wyobrażajcie sobie również, że możecie decydować o tym, jak szybko iść z danym materiałem. Powinniście na każdych zajęciach zapytać swoją grupę, ile czasu pragną przeznaczyć na powtórkę, a ile na nowy temat. Jeśli o tym zapomnicie - patrzcie punkt 1 - to oni wiedzą w końcu wszystko lepiej. Są bardziej doświadczeni, hello!
3. ZAWSZE mogą zmienić zdanie. Nawet jeśli wiedzą WSZYSTKO.
No tak, nie nastawiajcie się, że jeśli powiedzieli Wam, że chcą iść powoli i wszystko dogłębnie przerabiać to tak będzie już do końca kursu. Nigdy nie wiecie, czy nagle, po dwóch miesiącach nie obudzą się i nie powiedzą, że przecież NIE ZDĄŻĄ PRZEROBIĆ CAŁEGO MATERIAŁU! Och! Jakże mogli o tym nie pomyśleć na początku, kiedy tak się wykłócali o częstsze i dogłębniejsze powtarzanie?! No jak? Przecież wiedzą LEPIEJ!
Ufff. Dziś post z lekkim sarkazmem. Podzieliłam się z Wami moją poniedziałkową frustracją. Oczywiście nie uważam, że każda grupa dorosłych jest taka sama. Domyślam się, że istnieją przyjemniejsze, choć moja wiara w to maleje.
Zastanawiam się, czy ktoś z Was uczy i jeśli tak, jakie grupy wiekowe?
Dajcie znać w komentarzu. Może też macie jakieś niezłe "przeboje" na zajęciach? Jak sobie z nimi radzicie?
Komentarze
Prześlij komentarz